Nauczycielką, tą ma być Magdalena M. wychowawczyni drugiej klasy technikum. Pracuje w "samochodówce" od kilkunastu lat, jest nauczycielem dyplomowanym.
Od dłuższego czasu miała uczniów i ich rodziców prosić o pożyczki sięgające nawet kilku tysięcy złotych. Kiedy skargi na nią dotarły do dyrekcji, nauczycielka miała zacząć grozić, że osoba, która na nią "nakablowała", zostanie wydalona ze szkoły i nie znajdzie miejsca w żadnej innej placówce w Radomiu.
Wychowawczyni miała wytypować ucznia, Dominika, na co dzień trzymającego się na uboczu i namawiać innych uczniów: - "Panowie, po zakończeniu roku szkolnego, spotkacie się z nim gdzieś w parku, bez kamer. Wytłumaczycie mu, że na wychowawczynię się nie kabluje". Uczniowie nam powiedzieli, że odebrali to tak, że kazała im pobić tego chłopaka. Słowo "pobicie" nie padło, ale sugestia była jednoznaczna. Obiecała: "Jak wy mi w tej sprawie pomożecie, to ja wam też pomogę, gdy będziecie mieli jakieś problemy w szkole" - czytamy w GW.
Do pobicia nie doszło gdyż uczniowie postanowili poinformować o sprawie innych nauczycieli. Ostatecznie okazało się też, to nie Dominik zgłosił sprawę dyrekcji.
Dyrektorka szkoły Anna Stańczyk poinformowała, że w przeprowadziła rozmowę wyjaśniającą z nauczycielką i udzieliła jej pouczenia. Wyjaśniła że składki na Radę Rodziców do niej nie trafiają, zgodnie z zarządzeniem dyrektora szkoły obowiązującym od dwóch lat, nauczyciele nie są uprawnieni do samodzielnego zbierania środków finansowych od uczniów. Wpłaty są dokonywane bezpośrednio na konto bankowe Rady Rodziców.
Szkoła nie prowadzi postępowania dyscyplinarnego wobec Magdaleny M., ponieważ "dotychczas nie wpłynęły do niej formalne skargi lub udokumentowane dowody, które uzasadniałyby wszczęcie takiego postępowania". Sprawą zajmuje się Prokuratura Rejonowa Radom-Wschód. Zeznania składali już niektórzy rodzice i nauczyciele. Trwają kolejne przesłuchania.