ORGANIZACJA
Oczywiście wybrzydzać można zawsze. I szukać kolejnych wpadek organizatorów. Ale trudno, aby przy tak wielkiej imprezie i niezwykle obszernym programie obyło się bez potknięć. Można na przykład mieć pretensje do służb medialnych, że w niedzielę nie dostarczyły na czas dziennikarzom szczegółowego programu lotów, można też czepiać się, że mimo wcześniejszych zapowiedzi nie przybyła taka tp a taka ekipa. W skali jednak tego, co zobaczyliśmy przez dwa dni, wszystko to można uznać tak naprawdę za nic nie znaczące incydenty. Ponadto wyciągnięto wnioski i usunięto niedociągnięcia z lat poprzednich. W miarę sprawnie odbywało się wejście na teren lotniska, więcej było toalet i przedstawicieli ochrony. Nieźle funkcjonował miejski transport, choć nie zdołał odeprzeć naporu chętnych do dojechania do miasta po zakończeniu imprezy w obydwa dni.
POGODA
Podstawowym warunkiem sukcesu takiej imprezy jest pogoda. Tym razem nie zawiodła ani w sobotę, ani w niedzielę. Sobotni upał mógł oczywiście niektórych wymęczyć, ale mało kto narzekał, ciesząc się, że pogoda nie przeszkadza w przeprowadzeniu pokazów. Drugi dzień zdecydowanie orzeźwił tych, którzy przegrzali się w sobotę, ale dosłownie z każdą godziną robiło się cieplej. Pilotom trochę przeszkadzała niska podstaw chmur, jednak to z kolei nie odbiło się w jakimś większym stopniu na jakości pokazów.
BEZPIECZEŃSTWO
Nikt nie chciał pewnie zapeszać i stąd nie poruszano tego tematu głośno, ale z chwilą zakończenia ostatniego występu na pokazach wszyscy - od organizatorów, poprzez uczestników imprezy aż po widzów, głęboko odetchnęli z ulgą, że pokazy były bezpieczne, że nie doszło na nich do żadnego wypadku. Wielu obserwatorów bowiem pamiętało to co, zdarzyło się w latach 2007 i 2009. I dla wielu to było właśnie najważniejsze. Bo o fatum krążącym nad radomskim Air Show zaczynały już pojawiać się legendy.
PROGRAM
Kilka anonsowanych wcześniej ekip zawiodło. Na pewno szkoda, że nie dotarli goście zza wschodnich granic – Rosji czy Ukrainy. Ale i bez nich było co oglądać. Popisały się praktycznie wszystkie grupy akrobatyczne, pokazując, że udział w radomskiej imprezie traktują wyjątkowo prestiżowo. Najwięcej ciepłych słów padło pod adresem Włochów z Frecce Tricolori, ale tak naprawdę każda z ekip miała rzesze swoich fanów i żadna nie zawiodła. Wystawę statyczną też odwiedziło bardzo wielu widzów, i tu opinie były raczej pozytywne. Łącznie publiczność obejrzała na Air Show 180 samolotów z 17 krajów.
IMPREZY TOWARZYSZĄCE
Miasto nie grzeszy nadmiarem środków finansowych a same pokazy Air Show kosztowały niemało, ale tu mogło być lepiej. Program został zrobiony na minimum, inna sprawa, że całe niemal siły skupiono na samych pokazach. Zabrakło jednak choćby w sobotni wieczór przede wszystkim gwiazdy przez duże „G”. Na plus jednak przemówił fakt, że chociaż w tę jedną noc z soboty na niedzielę nasze miasto tętniło życiem.
PUBLICZNOŚĆ
Były wielkie obawy, że po wypadkach w 2007 i 2009 roku frekwencja może być piętą achillesową tegorocznej imprezy. Nic z tych rzeczy. Organizatorzy szacują, że pokazy obejrzało 175-200 tysięcy ludzi, co lokuje naszą imprezę pod względem frekwencji w ścisłej czołówce już nie tylko Europy, ale i świata.
PROMOCJA
O pokazach mówiło się dużo i dobrze, praktycznie we wszystkich mediach ogólnopolskich. Nareszcie przedstawiciele wojska w oficjalnych wypowiedziach mocniej zaakcentowali rolę i zaangażowanie miasta w organizację pokazów.
CENY
Te nie zawiodły. Było drogo, by nie powiedzieć bardzo drogo. Z jednej strony trudno się dziwić - opłaty za stoiska też były niczego sobie. Ale wielu osobom czas spędzony na lotnisku mocno nadszarpnął domowe budżety, inni zaś, zwłaszcza młodzież, mocno musieli się ograniczać. Tym bardziej, że w tym roku podrożały też wjeściówki.
GOŚCIE
Wojskowi stanęli na wysokości zadania. Wysocy dowódcy z kilkunastu krajów i Polski, w tym ministrowie obrony, pojawili się w Radomiu. Nie dojechał natomiast prezydent RP, pod którego patronatem odbywała się przecież impreza. A sam wicepremier Waldemar Pawlak to trochę mało jak na przedstawicieli administracji rządowej (poza szefem MON oczywiście) i polityków z pierwszych stron gazet. Chyba, że uwzględnimy Janusza Korwin-Mikkego, który na wojskowym obiekcie włączył się w akcję zbierania podpisów do parlamentu…
PODSUMOWANIE
Bez cienia wątpliwości radomskie Air Show było wielką imprezą o szerokim wymiarze promocyjnym, nie zaś podrzędnym, lokalnym piknikiem lotniczym. Może to stanowić pierwszy krok na drodze zdejmowania z naszego miasta „syndromu Wąchocka”, czyli odium miasta, z którego śmieją się kabarety, bohatera kawałów oraz anegdot, przedmiotu docinek a nierzadko nawet i kpin. Teraz wszystko jednak w rękach władz, bo stanęliśmy przed kolejną szansą na to, aby tę pałeczkę czołówki krajowej prowincji oddać innym.